- Kategorie:
- po zmierzchu.9
- z sakwami.24
z Radocyny (nocą)
Niedziela, 8 marca 2015 | dodano: 09.03.2015
Pomysł jazdy nocą od dawna krążył po głowie. Mocnym impulsem był wyczyn DreamMakera Nocne 200 km. W zasadzie to czekałem na okazję a ta szybko nadeszła. Do
piątku trwała wewnątrz mnie bitwa pomiędzy brawurą a rozsądkiem. Nie
przegrało żadne z nich- postanowione. Na pytanie dlaczego chcę jechać na
rowerze w nocy jedyna słuszna odpowiedź brzmiała: bo chcę tego
spróbować w nocy. Luźny plan był taki: wyjechać po północy, dojechać
przed świtem. Spakowany, przebrany, poszedłem się pożegnać. Ze
schroniska wyjeżdżam trzynaście minut po północy. W żyłach krąży
niepewność pomieszana z adrenaliną. Wyboista droga wcale nie przeszkadza
w szybkim zasuwaniu. Po policzkach płyną łzy, które z oczu wyciskają
mróz i pęd powietrza. Miesiąc z zawsze tą samą miną, wisi wysoko na
bezchmurnym niebie. Podjeżdżam pod oblodzoną górę, w tym momencie urwał
się łańcuch. Jakim cudem?! Po południu robiłem przegląd i wszystko było
git. Bez pośpiechu wyciągam saszetkę z narzędziami, zakładam spinkę i w
drogę. Wjeżdżam do wsi Krzywa, ale nie pamiętam żebym w piątek
przez nią przejeżdżał. Pewnie ze zmęczenia i z powodu ciemności nie
zauważyłem znaku. Droga zmienia się w gładki asfalt. Chyba jestem na
złej drodze... Pojadę dalej, może zaraz będzie to dobre skrzyżowanie.
Skrzyżowanie jest, ale niedobre. Kierunki od czapy na Wołowiec i coś tam jeszcze. Teleportacja? Niee, naucz się korzystać z mapy i kompasu a do
tego obserwuj okolicę ;) Zawracam. Pruję szybciej niż wcześniej i
oglądam te same widoki od innej strony. O! Tu naprawiałem łańcuch. Dojeżdżam do Radocyny. Jest miejsce, które przegapiłem- mostek. Godzina
2:15 a za mną 30 km extra. Te miejsca już poznaję. Wilki okazały się
jeleniami, ale i tak na ich widok skóra ścierpła na całym ciele.
Atmosfera gór, blask księżyca i późna pora sprawiają, że nierealne
historyjki o duchach i Pani z kosą w ręku działają na wyobraźnię. W
Krempnej bidon z kawą już zamarzł, więc włożyłem go pod koszulkę żeby później napić się czegoś "ciepłego". Gardło i tak już załatwione po piątku. Żeby
pierogi były "ciepłe" powędrowały do gaci, w worku rzecz jasna. Po
wyjechaniu z większej dziczy włączyłem muzykę. AJKS dodaje trochę mocy i
urozmaica drogę. W Jaśle zatrzymuję się na stacji benzynowej. Żeby nie
było, kupuję draże i idę do kibla aby podgrzać kawę. Ciepłej wody nie
ma, więc w ruch idzie suszarka do rąk. Efekt żaden. Zjadłem, wypiłem,
pojechałem. Podjazd w Warzycach- tragedia. Jakoś się wdrapałem i
nastąpił długi zjazd. Przez moment jechałem z sóweczką nad głową (pewien
nie jestem, bo duża prędkość i auto za plecami nie zachęcają do
rozglądania się). Robiło się już jasno, zaczęła odbierać Trójka, leci
Atelier. Anka Gacek pozdrawia wszystkich wracających z imprez- moja
wciąż trwa. Przełączyłem na Łanuszkę, żeby sobie pośpiewać Cohena.
Ludzie idący do kościoła dziwnie na mnie patrzą. Nogi już ledwo kręcą, Słońce wyłania się nad widnokręgiem. Nie udało się. Fotka nad
miastem i do domu. Dwa km przed nim łańcuch urwał się raz kolejny.
Szybki serwis, gotowe. Dom, gorąca woda w wannie, relaks.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Batavus Cayuca
Dane wycieczki:
121.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Fajnie, że moja wycieczka Cię natchnęła :)
W zimie i w chłodniejsze dni zamiast bidonu używam termosu. Fjord Nansen 0,7 idealnie wchodzi mi do koszyka. Dzięki temu nie mam problemów z zamarzaniem. DreamMaker - 20:38 poniedziałek, 9 marca 2015 | linkuj
Komentuj
W zimie i w chłodniejsze dni zamiast bidonu używam termosu. Fjord Nansen 0,7 idealnie wchodzi mi do koszyka. Dzięki temu nie mam problemów z zamarzaniem. DreamMaker - 20:38 poniedziałek, 9 marca 2015 | linkuj