- Kategorie:
- po zmierzchu.9
- z sakwami.24
Kropla
Niedziela, 1 marca 2015 | dodano: 03.03.2015
W sobotę długo nie mogłem zasnąć. Budzik ustawiony w
okolicach 6.00 zaczyna dzwonić. Trzy kroki przez chłodny
pokój, działają orzeźwiająco. Wszystko przygotowane dzień wcześniej,
więc pozostaje ubrać się, zjeść śniadanie i w drogę. Ruszam przed
siódmą. Ekscytacja maluje głupi uśmiech na twarzy. Mojapołowa w
słuchawkach daje dużo energii na start i tak aż do Frysztaka. Gęsta mgła
zmusza do włączenia lampek, ale tylko na kilka kilometrów, bo w
Wojaszówce mleko nagle znika. Jadąc dalej okolica zdaje się być bardzo
znajoma- tak, zaraz Krosno. Nie mogę powstrzymać śmiechu z samego
siebie, to dlatego że przespałem zjazd na Jedlicze, droga miała wyglądać
całkiem inaczej. Szybkie odwrócenie kierunku trasy i wio do przodu.
Przed Widaczem pojechałem pod wielką elektrownię wiatrową, żeby zobaczyć
ją z bliska i zrobić sobie zdjęcie. Patrząc do góry na wirujące
łopaty, aż się w głowie zaczęło kręcić i miałem wrażenie jakby ta
budowla chwiała się. Ruszyłem dalej, droga przyjemna, co jakiś czas
wyszło słońce i robiło się gorąco. Do Rymanowa-Zdroju (tak to się
odmienia?) pędziłem aż mi biegów brakowało, lecz zaraz za miastem wiatr
zaczął niemiło wiać w twarz i tempo spadło. W Króliku Polskim zjechałem
do starej, opuszczonej świątyni (chyba łemkowska cerkiew, nieważne), do
której wejście było możliwe, ponieważ ktoś wcześniej zniszczył
zamknięcie. W środku nie ma nic, oprócz zardzewiałego krzyża i podpory
podtrzymującej stary strop, w połowie pozbawiony tynku. Kilka zdjęć
budowli, cmentarza, dzwonnicy i żegnam to miejsce pełne tajemnicy z
domieszką grozy. Dojeżdżając do Krempnej naszła mnie ochota na COŚ. Coś,
co mnie doładuje, padło na puszkę Pepsi, do tego ciastka i banan- taki
obiad pod sklepem. Tego dnia koniecznie chciałem odwiedzić Myscową i
zobaczyć jak wygląda miejsce obozu AC, gdy tego obozu tam nie ma- nic
ciekawego, jedynie Wisłoka znowu podebrała brzeg. Gwoździem programu
była Góra Grzywacka, bardzo ją lubię i dobrze mi się kojarzy. Chciałem
ją zdobyć w stu procentach na kołach, ale niektóre odcinki były zbyt
strome i błotniste albo pokryte śniegiem, więc czasem musiałem pchać. Widok z platformy ograniczała mgła, wysłałem samojebkę Adrianowi i
zjazd. W Nowym Żmigrodzie przystanek, chociaż siły było na tyle, że
miałem ochotę na kolejne sto kilometrów (tak mi się wydawało i tak
pisałem Olce). Przystanek nie wpłynął korzystnie, bo mi się odechciało
jechać. W Tarnowcu już nie wytrzymałem i musiałem się doładować
"brytyjską chemią przemysłową", jak to M. Margański mówi. Coś to dało,
ale we Frysztaku znowu chciałem zjeść COŚ. Miałem ochotę na lody, ale
znajdź tu sklep z czymś takim. Obeszło się. Podczepiłem się na koło do
jakichś chłopaczków i nabrałem prędkości. Największego pałera dostałem,
gdy wybiegł na mnie niemały piesek i zaczął gonić. Kilka wyzwisk,
przyspieszenie, nastał spokój. W domu byłem przed dziewiętnastą. Pozostał już
tylko relaks w wannie i obliczenie trasy.
Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Rower:Batavus Cayuca
Dane wycieczki:
180.00 km (0.00 km teren), czas: h, avg: km/h,
prędkość maks: 0.00 km/hTemperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
K o m e n t a r z e
Komentuj